Nowe Mega - przełom w prywatności czy po prostu kolejny cyberlocker? - wideo
Mega - nowy serwis Dotcoma będący następcą Megaupload - ruszył wczoraj na nietypowej konferencji z tancerkami i odwołaniami do praw człowieka. Nowe Mega może być usługą naprawdę przydatną, ale mówienie o rewolucji w dziedzinie prywatności online wydaje się lekką przesadą.
Zgodnie z zapowiedziami w sobotę ruszyło nowe Mega - nowa usługa Kima Dotcoma, założyciela Megaupload.
Prawa człowieka i tancerki
Samo otwarcie odbyło się w sposób, jakiego po Kimie Dotcomie można się spodziewać. Impreza była zorganizowana w posiadłości Dotcoma w Auckland, a sam twórca nowej usługi wystąpił na scenie, na tle dużego telebimu. Oprócz niego na scenie pojawiali się goście, tancerze, artyści. Charakterystycznym elementem imprezy były "strażniczki" w strojach podobnych do mundurów, ale z minispódniczkami.
Kim Dotcom wiele mówił o polityce Hollywoodu, wolności słowa, prawach człowieka i innych poważnych sprawach. Ten głos rewolucji przeplatał się z krzykami i dyskotekową muzyką, także w wykonaniu samego Dotcoma. Zainteresowani mogą to obejrzeć na filmie poniżej.
Setki tysięcy rejestracji na start
Kim Dotcom jak zwykle zadbał o to, aby zrobić z siebie kogoś więcej niż przedsiębiorcę uruchamiającego nową e-usługę. On występuje jako ktoś w rodzaju bojownika, polityka i proroka, uruchamiającego usługę ku pokrzepieniu serc, a nie dla pieniędzy.
Ta otoczka chyba działa na ludzi, bo nowe Mega uruchomione pod adresem https://mega.co.nz zniknęło z sieci po kilku godzinach z powodu obciążenia. Kim Dotcom na Twitterze poinformował o 250 tysiącach rejestracji już kilka godzin po uruchomieniu serwisu.
W chwili pisania tego tekstu strona Mega jest dostępna i można z niej korzystać, ale są problemy z wgrywaniem plików na serwer.
50 GB za darmo i co jeszcze?
Tak jak zapowiadano, nowe Mega oferuje 50 GB miejsca na pliki (bezpłatnie), co niewątpliwie jest plusem. Są też płatne opcje:
Pro I - 500 GB miejsca, 1 TB transferu za 9,99 euro miesięcznie;
Pro II - 2 TB miejsca, 4 TB transferu za 19,99 euro miesięcznie;
Pro III - 4 TB miejsca, 8 TB transferu za 29,99 euro miesięcznie.
W tej chwili usługa dostępna jest w wersji beta. Działa płynnie, interfejs jest przyjazny i dostępny także w języku polskim. W ogóle serwis jest nieźle spolszczony, np. strony pomocy są dostępne w naszym rodzimym języku, choć regulamin i polityka prywatności już nie.
Mega zaleca korzystanie z usługi w przeglądarce Google Chrome. W czasie korzystania z Mega w innej przeglądarce możemy kilkakrotnie natknąć się na zachęty do pobrania Chrome.
Samo korzystanie z usługi nie wymaga wyjątkowych objaśnień. Przypomina ona inne wirtualne dyski z tym, że użytkownik jest informowany o domyślnym szyfrowaniu, które ma być jedną z przełomowych funkcji nowego Mega.
Trzeba mieć na uwadze, że to ciągle wersja beta. Kim Dotcom zapowiadał wcześniej, że nowe Mega będzie oferować API pozwalające na integrację z różnymi aplikacjami.
Rewolucja w prywatności? A może nie?
Trudno nie mówić o nowym Mega w kategoriach prywatności i praw człowieka. Kim Dotcom bardzo zresztą o to zadbał. Usługa zapewnia szyfrowanie i korzysta z rozproszonej infrastruktury, przechowując dane na serwerach w różnych częściach świata, czyniąc je trudniej dostępnymi dla władz oraz cyberprzestępców.
Trzeba jednak zadać istotne pytanie - czy Mega to naprawdę usługa bardziej "prywatna" niż inne? Czy mogą z niej korzystać np. dysydenci, bez obaw, że e-usługodawca wyda ich władzom? Otóż nie!
Choć nowe Mega przedstawia siebie jako "przedsiębiorstwo prywatności" (The Privacy Company), jego polityka prywatności jasno daje do zrozumienia, iż serwis przechowuje takie dane o użytkownikach, jak adresy IP oraz informacje osobiste "obejmujące, ale nie ograniczone do danych rejestracji".
Nie dla dysydentów
W polityce prywatności jest rozdział dotyczący ujawniania danych. Nowe Mega może przekazywać władzom informacje o użytkownikach, jeśli wymaga tego prawo lub jeśli samo Mega uzna to za stosowne. Serwis daje też jasno do zrozumienia, że będzie realizował wszelkie nakazy sądowe itp.
Co ciekawe, w polityce prywatności znajdował się też zapis dotyczący korzystania z danych użytkownika w celu oceny jego zdolności kredytowej (sic!). Zapis ten został usunięty, najwyraźniej będąc wklejką z innego regulaminu. Pokazuje to, że twórcy Megaupload nie robią wielkiej rewolucji w dziedzinie prywatności, ale dbają o zrobienie serwisu w pełni zgodnego z obowiązującymi normami.
Trzeba przyznać - nowe Mega robi tylko mały kroczek w dziedzinie prywatności, jakim jest zapewnienie użytkownikom szyfrowania. Poza tym nowe Mega to po prostu kolejny cyberlocker.
Na marginesie trzeba też przyznać, że polityka prywatności Megaupload jest napisana stosunkowo prostym językiem. Twórcy serwisu nie starają się niczego przed użytkownikami ukrywać w gąszczu prawniczego bełkotu.
Między biznesem a dyplomacją
Ostatecznie Kim Dotcom zdecydował się na uruchomienie nowej usługi pod adresem nowozelandzkim. Jego zdaniem jest to bezpieczne, bo Nowa Zelandia okazała się krajem prawa. Nawet jeśli Dotcom był w tym kraju nielegalnie szpiegowany, władze przyznały się do błędu.
Stany Zjednoczone z pewnością chciałyby zamknąć nowe Mega, ale po wszystkich wpadkach towarzyszących sprawie Dotcoma nie obeszłoby się bez skandalu. Niewykluczone zatem, że nowa usługa będzie funkcjonować, a tymczasem sprawa przeciwko "staremu" Megaupload będzie się toczyć swoim torem.
Oczywiście nie można wykluczyć, że władze USA przejmą domenę nowego serwisu (ostatnio były w stanie przejmować nawet domeny europejskie). Teraz jednak decyzja o zablokowaniu Mega będzie miała charakter dyplomatyczno-polityczny, a nie tylko operacyjny. Zostanie zatem podjęta z większą ostrożnością.
Źródło:
Dziennik Internautów
Data dodania:
21.01.2013 10:16, przez: ches_ter
Czytano:
2453 razy
Ocena:
- Brak ocen
|
|